Dni pędzą, ale w tym przypadku to dobrze, bo bliżej do 10 :D
W tym miesiącu kompletnie popłynęłam i zrobiłam zakupy ubraniowe niemal na cały rok dzięki wyprzedażą -40 % w dwóch sklepach ;-) Mąż nawet załapał się na kurtkę zimową, która kosztowała 260 zł, została przeceniona na 100, a w efekcie kupiliśmy ja za 60 zł, no i jak nie brać takiej okazji? Jestem mega zadowolona, wzbogaciłam się o kilkanaście ciuszków, wyglądam teraz jak należy ;-) Bo te, w których chodziłam do tej pory juz mi się znudziły, bądź.. za sprawą mądrego pomocnika męża - zafarbowały i kilka poszło.. się paść ;-)
Na chwilę obecną nie skupiam się już na zakupach ubraniowych, bo co za dużo to nie zdrowo ;-) Jak zakupów nie lubię tak te sprawiły mi ogromna radość ;-)
Ten tydzień minął nam na poszukiwaniu dachu idealnego. Mnóstwo opinii i to tak sprzecznych, że sami nie wiemy już co robić, jednak stanęło na kolorze - grafitowy. I już nie dam się nikomu wypowiadać na temat tego koloru, by mi nie mieszać w głowie. Zostało poczekać na wycenę - 3 firmy to robią, a więc będziemy mieć jakieś porównanie. Zdecydowaliśmy się na blachodachówkę modułową, myślę, że to najwłaściwsze rozwiązanie w przypadku naszego dachu (podobno skomplikowany, kopertowy), jednak dla mnie ważne, że cena ma nie być kosmiczna, jakość dobra i wygląd estetyczny. Z racji, że jest to dom parterowy, dach to będzie jedna z pierwszych rzeczy, która zostanie zauważona. ;-)
Żeby nie być ciągle gołosłowną, może pokażę Wam moje wyczekane okno w jadalni, byście mogli sami zobaczyć o czym mówię?:-) Jakie ono duże?;) Przepraszam za ten bałagan, nie zdążyłam posprzątać :D tu jest jadalnia oddzielona tylko na prawo takim filarem, a to wszystko ciągnie się do salonu ;-) na lewo duże drzwi do kuchni - w sensie drzwi nie będzie, to jest tylko otwór większy niż klasyczne drzwi ;-)
A tak prezentuje się dom widziany mniej więcej od 1/3 drogi od ogrodzenia ;-) Widać więc, że będę mogła się wykazać sadzeniem różnej roślinności :D
Ta ściana wysunięta na lewo to własnie okno w jadalni ;-)
Nie mogę się doczekać, kiedy zostanie zrobiony szkielet dachu, a następnie przykryty ! ;-) To już tak niewiele ;-))
29 maja 2015
16 maja 2015
Mix ;-)
Mam wiele marzeń. Są te małe i te duże. Wiadomo, jedne można powoli realizować, a na inne znów trzeba dłużej poczekać, trzeba spożytkować więcej energii i sił, ale też są do osiągnięcia.
Ja marzę, dużo marze i mam nadzieję, że wszystko tak jak zaplanowałam się spełni.
A co u mnie? Nadal czekamy na tą moją małą chrześnicę, coś się jej nie śpieszy. Sprawdzi się pewnie więc wizja polskich lekarzy, że 21 się urodzi, a nie tych z Uk, że 11 ;D Ja jestem cierpliwa, a więc czekam :D Nic innego nie pozostało ;-)
Była siostra przyjechała na urlop, jednak widzieliśmy się tylko 3 dni z tych 6, jednak to i tak dobrze, że w ogóle, bo wiadomo jak przyjeżdża się na urlop to mnóstwo spraw do załatwienia zwykle jest. Kolejny raz przyjadą prawdopodobnie w październiku, ale to się okaże jeszcze jak będzie dokładnie.
Budowa idzie do przodu. Aktualnie kładziony jest ostatni pustak na cały obwód domu (wczoraj zostały odszolowane okna (czy jak to się tam nazywa), a więc prace idą do przodu, co nas cieszy. Na dach będziemy musieli trochę poczekać, tzn na panów od dachu, ale tego w sumie nie przeskoczymy, bo nie mieliśmy się tak szybko wyrobić :D
Niedawno też wzięłam się za siebie, postawiłam jedynie na zdrowe jedzenie, wyeliminowałam mąkę, oraz ograniczyłam tłuszcz (ok. 1-2 łyżki dziennie nawet wskazane dla lepszego wchłaniania się różnych witamin), a więc pierwsze efekty tego już widać, dziś rano stając na wagę miło się zaskoczyłam, bo u mnie już - 5 kg, a mąż prawie na minusie 7 kg, nawet nie wiedząc, że był na redukcji, schudł :D I chwalił jedzenie jak nigdy :D Zmartwił się, że mu spodnie lecą z dupska :D To mu powiedziałam, ze to moja sprawka, co miałam zrobić?;-)
Do idealnej wagi brakuje mi 8 kg, ale myslę, że jak zejdę jeszcze te 4-5 to już będzie dla mnie dobrze ;-) Niestety waga skoczyła mi do góry jakiś czas temu i nie podobałam się sobie w ogóle, a na ćwiczenia nie mam czasu, a poza tym to nie dla mnie. Chciałabym sobie orbitrek, ale on został w domu, a naszym mieszkaniu ciężko byłoby go pomieścić, musielibyśmy wybierać: on albo my :D A szkoda, bo uwielbiałam na nim się spocić i codziennie ok 0,5-1h ćwiczyłam, moja kondycja była boska, a teraz? Jedna mała górka i zadyszka :D
Niedawno pisałam, że to miasto jest obce, już powoli przestaje takie być, samochodem jestem już w stanie dojechać praktycznie wszędzie ;-) Co mnie cieszy, bo gdy mam wolny dzień mogą sama trochę pozałatwiać, gdy mąż na budowie. Czy to odebrać paczkę z paczkomatu, wyskoczyć na pocztę, do jakiegoś sklepu na większe zakupy, czy do drukarni ;-) Dojazd ten po galerie w tym mieście nie sprawia mi problemu, nie wiem czego się bałam :D Chociaż wiadomo, pewnie jeszcze wiele przede mną kryje tajemnic, to już nie jest tak, ze do pracy i do domu tylko droga jest mi znana ;-) Jestem z siebie dumna i teraz się śmieje sama z siebie, bo nie wiem czego się bałam :-)
To tyle, bo przemieszałam już wszystkie tematy, że powstał niezły mix :D
Ja marzę, dużo marze i mam nadzieję, że wszystko tak jak zaplanowałam się spełni.
A co u mnie? Nadal czekamy na tą moją małą chrześnicę, coś się jej nie śpieszy. Sprawdzi się pewnie więc wizja polskich lekarzy, że 21 się urodzi, a nie tych z Uk, że 11 ;D Ja jestem cierpliwa, a więc czekam :D Nic innego nie pozostało ;-)
Była siostra przyjechała na urlop, jednak widzieliśmy się tylko 3 dni z tych 6, jednak to i tak dobrze, że w ogóle, bo wiadomo jak przyjeżdża się na urlop to mnóstwo spraw do załatwienia zwykle jest. Kolejny raz przyjadą prawdopodobnie w październiku, ale to się okaże jeszcze jak będzie dokładnie.
Budowa idzie do przodu. Aktualnie kładziony jest ostatni pustak na cały obwód domu (wczoraj zostały odszolowane okna (czy jak to się tam nazywa), a więc prace idą do przodu, co nas cieszy. Na dach będziemy musieli trochę poczekać, tzn na panów od dachu, ale tego w sumie nie przeskoczymy, bo nie mieliśmy się tak szybko wyrobić :D
Niedawno też wzięłam się za siebie, postawiłam jedynie na zdrowe jedzenie, wyeliminowałam mąkę, oraz ograniczyłam tłuszcz (ok. 1-2 łyżki dziennie nawet wskazane dla lepszego wchłaniania się różnych witamin), a więc pierwsze efekty tego już widać, dziś rano stając na wagę miło się zaskoczyłam, bo u mnie już - 5 kg, a mąż prawie na minusie 7 kg, nawet nie wiedząc, że był na redukcji, schudł :D I chwalił jedzenie jak nigdy :D Zmartwił się, że mu spodnie lecą z dupska :D To mu powiedziałam, ze to moja sprawka, co miałam zrobić?;-)
Do idealnej wagi brakuje mi 8 kg, ale myslę, że jak zejdę jeszcze te 4-5 to już będzie dla mnie dobrze ;-) Niestety waga skoczyła mi do góry jakiś czas temu i nie podobałam się sobie w ogóle, a na ćwiczenia nie mam czasu, a poza tym to nie dla mnie. Chciałabym sobie orbitrek, ale on został w domu, a naszym mieszkaniu ciężko byłoby go pomieścić, musielibyśmy wybierać: on albo my :D A szkoda, bo uwielbiałam na nim się spocić i codziennie ok 0,5-1h ćwiczyłam, moja kondycja była boska, a teraz? Jedna mała górka i zadyszka :D
Niedawno pisałam, że to miasto jest obce, już powoli przestaje takie być, samochodem jestem już w stanie dojechać praktycznie wszędzie ;-) Co mnie cieszy, bo gdy mam wolny dzień mogą sama trochę pozałatwiać, gdy mąż na budowie. Czy to odebrać paczkę z paczkomatu, wyskoczyć na pocztę, do jakiegoś sklepu na większe zakupy, czy do drukarni ;-) Dojazd ten po galerie w tym mieście nie sprawia mi problemu, nie wiem czego się bałam :D Chociaż wiadomo, pewnie jeszcze wiele przede mną kryje tajemnic, to już nie jest tak, ze do pracy i do domu tylko droga jest mi znana ;-) Jestem z siebie dumna i teraz się śmieje sama z siebie, bo nie wiem czego się bałam :-)
To tyle, bo przemieszałam już wszystkie tematy, że powstał niezły mix :D
7 maja 2015
Przerwa na słów kilka
Mam mnóstwo pracy w pracy, ale odpuszczam na chwilę, nic się nie stanie przecież.
Od kilku dni czuję się strasznie zmęczona, osłabiona, nie wiem czym to jest spowodowane, ale chyba tym ciągłym byciem w gotowości i załatwianiem miliona spraw na raz.
Weekend majowy był dla mnie krótki, bo tak na prawdę poczułam go dopiero 3 maja, kiedy to pojechałam do Domu Rodzinnego i zostaliśmy do poniedziałku - ja odpocząć tam nie mogę, bo jak zajadę, to moja Chrześnica nie odstępuje mnie na krok - ciocia musi karmić, ciocia może tylko ubrac, przebrać, trzymać za rękę, a nawet kąpiel zaliczyłam, bo myślałam, że mi się dzieciątko zapłacze ;-)
Tak więc było dużo piany i zabawy ;-) Oczywiście musieliśmy przed snem pooglądać kilkanaście razy książeczkę, którą jej kupiłam tego dnia, jaka zaciekawiona! ;-)
Rano, gdy się obudziła i mnie nie było okropnie płakała:( a więc mama musiała zadzwonić do mnie i musieliśmy ze sobą porozmawiać :P Tzn ja mówiłam, a Mały Łobuz słuchał przez te łzy. Lubi mnie, chyba bardzo.
Po części się nie dziwię, bo pierwszy rok ja ją wychowywałam, traktowała mnie jak mamę, no i chyba jej tego brakuje. Bo ja głosu nie podnoszę, bo ja mówię do niej jak do dorosłego człowieka, rozmawiam z nią, to nic, że nie otrzymam odpowiedzi, ale podejdzie, przytuli, da buziaka - najcenniejsze. Wtedy wiem, że jestem, tu przy niej, ważna. Ważna dla tego małego serduszka. Dałabym jej gwiazdkę z nieba, wszystko, ale nie mogę, nie mogę nic zrobić ponad to co robię.
Żałuję, że nie mogę przy niej być zawsze, gdy jest marudna, smutna, gdy dzieje jej się coś złego (upadnie, nabije guza:D)
Namówiłam też siostrę, by została na noc, no i została ;-) Mieliśmy czas porozmawiać dłużej, a nie wszystko w biegu, lubię te chwile. Jutro też mamy zamiar się spotkać, no i będzie to nasze ostatnie spotkanie już na ich urlopie, aj, ciężkie to wszystko, ciężka jest emigracja. Dla nich też, bo daleko od rodziny.. ale powrotu nie rozważają przez najbliższe lata, mimo wszystko. Po części rozumiem, ale z drugiej strony nie.. bo dla mnie rodzina to priorytet, nie wyobrażam sobie widywać mamę, tatę dwa - trzy razy w roku. To nie dla mnie. Codziennie muszę porozmawiać z rodzicami, zapytać co u nich, chociaż dobrze wiem, ze przecież nic się nie zmieniło ;-)
Czekam też jak na szpilkach na wiadomość od siostry, czy rodzi ;-) hihi nie wiem, kto bardziej z nas czeka, ja czy ona, pewnie ona :P Ale tak czy siak się nie mogę doczekać - moja druga chrześnica ;-) Z siostrą rozmawiam też codziennie. Nie ma dnia bez rozmowy, lubię wiedzieć co u niej, co u nich. Jak się nie odzywam, bo nie mam czasu dzwoni co ze mną, no i na odwrót ;-) Z kolei przy niej nie odczuwam tej odległości, bo tak jakbym codziennie przebywała w jej obecności.
Dobra, chyba za długa przerwa, na więcej nie wystarczy czasu, zabieram się za pracę, by móc później odwiedzić blogi znajdujące się na mojej liście. ;-)
Do następnego! ;-)
Od kilku dni czuję się strasznie zmęczona, osłabiona, nie wiem czym to jest spowodowane, ale chyba tym ciągłym byciem w gotowości i załatwianiem miliona spraw na raz.
Weekend majowy był dla mnie krótki, bo tak na prawdę poczułam go dopiero 3 maja, kiedy to pojechałam do Domu Rodzinnego i zostaliśmy do poniedziałku - ja odpocząć tam nie mogę, bo jak zajadę, to moja Chrześnica nie odstępuje mnie na krok - ciocia musi karmić, ciocia może tylko ubrac, przebrać, trzymać za rękę, a nawet kąpiel zaliczyłam, bo myślałam, że mi się dzieciątko zapłacze ;-)
Tak więc było dużo piany i zabawy ;-) Oczywiście musieliśmy przed snem pooglądać kilkanaście razy książeczkę, którą jej kupiłam tego dnia, jaka zaciekawiona! ;-)
Rano, gdy się obudziła i mnie nie było okropnie płakała:( a więc mama musiała zadzwonić do mnie i musieliśmy ze sobą porozmawiać :P Tzn ja mówiłam, a Mały Łobuz słuchał przez te łzy. Lubi mnie, chyba bardzo.
Po części się nie dziwię, bo pierwszy rok ja ją wychowywałam, traktowała mnie jak mamę, no i chyba jej tego brakuje. Bo ja głosu nie podnoszę, bo ja mówię do niej jak do dorosłego człowieka, rozmawiam z nią, to nic, że nie otrzymam odpowiedzi, ale podejdzie, przytuli, da buziaka - najcenniejsze. Wtedy wiem, że jestem, tu przy niej, ważna. Ważna dla tego małego serduszka. Dałabym jej gwiazdkę z nieba, wszystko, ale nie mogę, nie mogę nic zrobić ponad to co robię.
Żałuję, że nie mogę przy niej być zawsze, gdy jest marudna, smutna, gdy dzieje jej się coś złego (upadnie, nabije guza:D)
Namówiłam też siostrę, by została na noc, no i została ;-) Mieliśmy czas porozmawiać dłużej, a nie wszystko w biegu, lubię te chwile. Jutro też mamy zamiar się spotkać, no i będzie to nasze ostatnie spotkanie już na ich urlopie, aj, ciężkie to wszystko, ciężka jest emigracja. Dla nich też, bo daleko od rodziny.. ale powrotu nie rozważają przez najbliższe lata, mimo wszystko. Po części rozumiem, ale z drugiej strony nie.. bo dla mnie rodzina to priorytet, nie wyobrażam sobie widywać mamę, tatę dwa - trzy razy w roku. To nie dla mnie. Codziennie muszę porozmawiać z rodzicami, zapytać co u nich, chociaż dobrze wiem, ze przecież nic się nie zmieniło ;-)
Czekam też jak na szpilkach na wiadomość od siostry, czy rodzi ;-) hihi nie wiem, kto bardziej z nas czeka, ja czy ona, pewnie ona :P Ale tak czy siak się nie mogę doczekać - moja druga chrześnica ;-) Z siostrą rozmawiam też codziennie. Nie ma dnia bez rozmowy, lubię wiedzieć co u niej, co u nich. Jak się nie odzywam, bo nie mam czasu dzwoni co ze mną, no i na odwrót ;-) Z kolei przy niej nie odczuwam tej odległości, bo tak jakbym codziennie przebywała w jej obecności.
Dobra, chyba za długa przerwa, na więcej nie wystarczy czasu, zabieram się za pracę, by móc później odwiedzić blogi znajdujące się na mojej liście. ;-)
Do następnego! ;-)
1 maja 2015
May! :)
Miesiąc za miesiącem ucieka bardzo szybko, za szybko, ale dzięki temu powoli zbliżamy się do jeszcze cieplejszych miesiąców, z czego się niezmiernie ciesze. Już i tak udało się z siebie "zrzucić" kurtki, a więc wychodzenie z domu jest dużo przyjemniejsze, kiedy nie trzeba nakładać na siebie kolejnej warstwy. ;-)
U nas wszystko obecnie kręci się wokół budowy. Jutro zostanie zakończony etap stawiania murów, jutro też przyjedzie całe drzewo na dach oraz podłogę, no i na inne "tematy" ;-) A w poniedziałek odbieramy stemple, gwoździe kupione, zostaje zamówić drut na zbrojenie i będzie można zamówić ostatnią gruszkę, by wylała beton na wieniec i .. dach ;-)
Panów, którzy dach zrobią wybrani - teraz zostaje wybrać bachodachówkę. Kolor już wybraliśmy - grafitowy. Teraz muszę jeszcze na żywo zobaczyć jak wyglądają wzory blachodachówki bo ze zdjęć to ze zdjęć, może uda się to w poniedziałek to zrobić, bo nawet nie wiem ile się czeka na realizację zamówienia. Mieliśmy to robić na jesień - dach, ale stwierdziliśmy, ze idziemy za ciosem, szkoda, by drzewo leżało na działce długo, żeby jeszcze się nie odkształciło,a co za różnica wydać pieniądze teraz, czy na jesień - tak czy tak, czekają one własnie na dach ;-)
Panów, którzy dach zrobią wybrani - teraz zostaje wybrać bachodachówkę. Kolor już wybraliśmy - grafitowy. Teraz muszę jeszcze na żywo zobaczyć jak wyglądają wzory blachodachówki bo ze zdjęć to ze zdjęć, może uda się to w poniedziałek to zrobić, bo nawet nie wiem ile się czeka na realizację zamówienia. Mieliśmy to robić na jesień - dach, ale stwierdziliśmy, ze idziemy za ciosem, szkoda, by drzewo leżało na działce długo, żeby jeszcze się nie odkształciło,a co za różnica wydać pieniądze teraz, czy na jesień - tak czy tak, czekają one własnie na dach ;-)
No i zakończymy prace budowlane na ten rok, chyba, ze o coś jeszcze pokusimy się na jesień faktycznie, ale wolelibyśmy pojechać na jakieś wakacje, chociaż na tydzień odpocząć ;-) Jak wyjdzie, to jeszcze nie wiemy, no ale.. warto marzyć, nie? I spełniać te marzenia, no! :D
A teraz z innej beczki ;) Moja siostra już w Polsce od kilku godzin, co mnie bardzo cieszy, bo będę mieć chwilę, by z nią porozmawiać, pobyć i powspominać. 3 maja mamy wielką imprezę, połączoną własnie z powrotem siostry, imieninami taty :D U nas w parafii jest też odpust ;) Pierwszy raz zobaczymy się od świąt, a z resztą rodziny, od naszego ślubu chyba ;-) Na tą okazję kupiłam sobie nawet sukienkę i żakiecik, by prezentować się dobrze przy moim mężu i wyglądać elegancko ;-) Męża garnitur i koszula już wiszą na wieszaku ;-)
No i co najlepsze, zostajemy w domu do poniedziałku ;-) Ale się cieszę, więcej czasu z bratanicą, mamą...;-)
Zamówiłam też materiał i będę szyć ;-) W planach mam poduszki na razie - wiem, mało ambitne, ale mi się szalenie podobają sowy - poduszki ;D zaczynam od prostych rzeczy, przecież nie uszyję sobie już spódnicy :D
Ostatnio w pracy miałam kontrolę, ponad 4 godziny szef i szefowa sprawdzali cały towar na magazynie, czy złoto jest złotem itp. Przy okazji ja obsługiwałam klientów i to co usłyszałam na sam koniec przerosło moje oczekiwania. Powiedzieli mi, że radzę sobie świetnie, są pod ogromnym wrażeniem mojego opanowania, rzetelnych odpowiedzi, oraz ogólnej rozmowy z klientem. Zaproponowali mi awans - szkolenie ludzi na pracowników w naszej firmie, a dodatkowo bym miała 3 w pobliskiej okolicy placówki. Miałam się zastanowić, przemyśleć, ale nie, to nie dla mnie stwierdziłam, Wolę czuć się bezpiecznie tu gdzie jestem. Nie chce zmieniać codziennie miejsca pracy, nie chcę jeździć samochodem po 70 km w jedną stronę. Dla mnie ważniejsza jest na tą chwilę rodzina, to, że mogę widywać się często z mężem mimo naszych prac, że możemy spędzić ze sobą całe dnie, jechać gdzieś na wycieczkę, no cokolwiek, a nie być ciągle pod telefonem.
Widzę jaki mój szef jest zmęczony, ma wszystko - pieniądze, samochód firmowy, wypasiony telefon, ale to nie wszystko. Jeśli jedzie na urlop jest pod telefonem, czyli tak na prawdę nie odpoczywa nigdy. Gdybym była samotna to czemu nie, dla zabicia nudy, a tak? Wolę nudne dni wypełnić moim nudnym mężem i nudzić się na spacerach, czy nudnym zalewem, który kocham :D
Jednak obiecałam mu, że w razie czego pojadę na szkolenie nowego pracownika, gdy nie będzie miał kto tego zrobić, bądź tutaj, na miejscu go wyszkolę. Jednak ja sama nie czuję się jeszcze AŻ tak pewnie, by przekazać wszystko to co wiem dobrze, to jednak szef wierzy we mnie chyba bardziej niż ja sama. Na pierwszy rzut mam znaleźć pracownika i go wyszkolić, który będzie nas zastępował, gdy by będziemy mieć chorobowe, czy też urlop. ;-) Tak więc pewnie po długim weekendzie zaczną się rozmowy kwalifikacyjne ;D Nie potrafię tego robić, nigdy nie robiłam, ale chęć pracy i dobrą energię się wyczuwa, nie? ;-)
Jednak obiecałam mu, że w razie czego pojadę na szkolenie nowego pracownika, gdy nie będzie miał kto tego zrobić, bądź tutaj, na miejscu go wyszkolę. Jednak ja sama nie czuję się jeszcze AŻ tak pewnie, by przekazać wszystko to co wiem dobrze, to jednak szef wierzy we mnie chyba bardziej niż ja sama. Na pierwszy rzut mam znaleźć pracownika i go wyszkolić, który będzie nas zastępował, gdy by będziemy mieć chorobowe, czy też urlop. ;-) Tak więc pewnie po długim weekendzie zaczną się rozmowy kwalifikacyjne ;D Nie potrafię tego robić, nigdy nie robiłam, ale chęć pracy i dobrą energię się wyczuwa, nie? ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)