23 kwietnia 2015

Domek! ;-)

No tak, można było się tego spodziewać po mnie, że z regularnością wpisów będzie kiepsko. Tyle się u mnie ostatnio dzieje, że nawet nie ma czasu by cokolwiek napisać.

Najważniejsza informacja jest taka, że wczoraj oficjalnie rozpoczęliśmy kolejny etap budowy! Pustaki przyjechały kilka dni temu na działkę i od wczoraj Mąż z Tatą stawiają ścianki, dziś walczą 2 dzień ;-) Planują skończyć po weekendzie majowym, ale sama nie wiem, czy nie przytrzymają ich okna tzn dziury ;-)
W sobotę na działkę przyjedzie też drzewo na dach - my będziemy musieć je jeszcze pomalować, zabezpieczyć,  bo leśniczy nam tego nie zrobi ;-) Ale mam wprawę, u siostry wspólnie z Mamą i Mężem malowałam ;-)
Może wszystko pójdzie jak należy i w okres wakacyjny będzie już po temacie na ten rok. Pod koniec roku planujemy jeszcze ruszyć temat prądu, bo podobno na te pozwolenia ich czeka się ok. 6 miesięcy. A na wiosnę chcąc robić prąd pasuje już mieć wszystko :D

A i jeszcze ostatnio orientowałam się w oknach ile nas mniej więcej to wszystko wyniesie. Nie jest źle ;-) Ale mam dylemat,może Wy mi doradzicie? Pierwsze myślałam o jednym takim oknie ( w jadalni, a pod nim ławeczka do "wyciągnięcia się|", ale już chyba nabrała mnie ochota na więcej i nie wiem, czy nie zdecydować się na wszystkie takie (przkładowe) :

ogólnie jadalnie w ten deseń pod oknem siedzisko ;-) oczywiście wkomponowane w całość. okno będzie na wysokości w srodku ok 40 cm o ile dobrze teraz kojarzę, a więc idealnie na takie siedzisko :D nie?:D

 
i teraz nie wiem, jak z utrzymaniem czystości tego okna w środku, tzn tych białych szprosów.. ;-)
Dylemat mam jak nie wiem ;-)

13 kwietnia 2015

Początek tygodnia zaczynam z energią, pozytywnym nastawieniem i mam nadzieję, że będą w tym tygodniu dziać się tylko przyjemne rzeczy. Rano fajnie się wstaje, kiedy słońce już wysoko i wbija się do nas nieproszone przez rolety. Aż che się wstać, bo szkoda czasu na spanie, kiedy na zewnątrz tak pięknie!

Ostatnie 3 dni spędziłam bardzo miło, gdy Mąż był na budowie, ja pojechałam do Rodzinnego Domu na cały dzień, aj jak mi dobrze było! Tyle czasu z chrześnicą! Co prawda baardzo niesforną, niegrzeczną, ale i tak dużo radości można od niej czerpać ;-)  Łobuz jakich mało i na pewno nie po cioci ;-) Planuję z Mężem zabrać ją do nas na małe wakacje, na kilka dni jak już będzie piękna pogoda i całe dnie będzie można spędzać na zewnątrz na placu zabaw, czy spacerować nad zalewem. Ja jestem zakochana w tych okolicach, może i jej się spodoba?;-)

Malutka nie jest jakoś przywiązana do rodziców, a więc nie obawiam się tęsknoty za mamą, czy tatą. Jestem więc pewna, ze największa przeciwność mamy z góry pokonaną ;-)

Wraz z piękną pogodą rozpoczęliśmy też kolejny etap budowy. Wszystko już ubite pod wylanie betonu, folia pocięta na odpowiednie kawałki, a w środę przyjedzie gruszka z betonem i wyleje nam płytę, a później nic tylko zadzwonić do firmy by przywiozła nam pustaki, które kupiliśmy ok. 2 miesięcy temu i zaczynamy zabawę z murowaniem ;-)
Szczerze powiedziawszy to nie mogę się doczekać na chwilę obecną tego momentu, gdy dom będzie miał już dach ;-) To jest nasz plan na ten rok - wymurowanie ścian oraz właśnie zrobienie dachu. Okna myślę poczekają do wiosny, by mury zostały przewiane przez zimę. Chociaż wiadomo, chciałabym już i okna, jednak tata mówi, żeby czekać, więc poczekamy. Zna się na rzeczy bardziej niż ja, więc słucham mądrzejszych ode mnie ;P

Lubię dnie na naszej działce, mimo, że zawsze jest coś do zrobienia, to tam jestem zawsze zregenerowana, siły tam mam więcej niż na co dzień ;-) Ludzie mili. porozmawiają, zagadają, uśmiechną się. Lubię to! Wiem, że etap końcowy to daleka droga, dużo wysiłku, wyrzeczeń przed nami, ale warto. Warto to wszystko robić. 

W pracy czuję się bardzo dobrze, mimo, że nadal mam problemy ze zmiennikiem i jak nie napiszę drukowanymi literami na dość dużej kartce, to nie zrozumie. Będąc też wczoraj na mieście widziałam go na zakupach..kiedy to przecież miał być w pracy. Pierwszy raz mi się zdarzyło go zobaczyć, nie wiem też na jak długo wyszedł, ale dla mnie totalny szok. Gdyby był koło miejsca pracy - zrozumiałabym, a tu? Dobre 15 min drogi w jedną stronę.

Szef ze mnie zadowolony w dalszym ciągu, wypłata większa niż powinna być, a  więc nic tylko się cieszyć, że trafiłam na pracę w której jestem doceniana, nie tylko słowem, a większą gotówką. No i można zawsze ją wydać na swoje przyjemności, a więc bez wyrzutów sumienia pozwoliłam sobie wczoraj na odrobinę szaleństwa. Ostatnio nie często mi się zdarza, bo zrobił się ze mnie mały żydek  i jak najwięcej chcę odkładać na nasze oszczędnościowe konto.
Dodatkowo założyłam sobie moje osobiste konto oszczędnościowe i tam przelewam co miesiąc troszkę pieniążków, no cóż.. albo szaleństwa, albo rozwaga :P Zbieram na wakacje, by później tak nie odczuć braku gotówki w portfelu, mniej boleśnie ;-)) Mąż  będzie zdziwiony, bo nic o tym nie wie ;-P




4 kwietnia 2015

Bałam się, a chciałam..

Bałam się jak to będzie. Jak będzie, gdy zamieszkamy ze sobą już na zawsze, pod wspólnym dachem i nie będą to randki nie będą to wspólne wakacje. Będzie to wspólne życie. Nie wiedziałam jak to wszystko będzie wyglądać, bo skąd? 2-3 tygodnie wakacji nie pokażą w całości jak druga osoba się zachowuje w domu, jakie ma zasady, czy ubrania rzuca na łóżko, gdy wróci z pracy, czy może odkłada na miejsce do szafy, bądź do pralki ;-)

Bałam się i nie. Nie, to może nawet złe słowa: bałam się, nie nie bałam się, ale nie wiedziałam jak będzie. Czy nie zacznie nam coś przeszkadzać nagle w sobie, czy możliwość przebywania z sobą tak długi czas nie zmieni czegoś w nas, naszych relacji.

Nie byłam nigdy tak pewna tego, że chce z nim zamieszkać jak wtedy, w tamtym momencie. Chciałam budzić się obok niego, chciałam zasypiać, chciałam z nim po pracy się przywitać od razu, chciałam być, po prostu być.

Przeprowadzka miała się odbyć dużo wcześniej, dużo szybciej, bo chcieliśmy swoje rzeczy już przed ślubem przywieźć na mieszkanie, a tu okazało się, że będziemy czekać na mieszkanie, a nie ono na nas. Było w fazie remontu, dopiero wybieraliśmy kolory ścian, podłogi, meble kuchenne - na wszystko pozwoliła nam właścicielka, by dobrać pod siebie, z tego względu zdecydowaliśmy się czekać. Przez ten czas mieszkaliśmy u mnie ;-) Współczułam P., że musi taki kawał drogi dojeżdżać, albo jak ja byłam na szkoleniu to nie miał co ze sobą zrobić za bardzo w domu, ale daliśmy radę.

Przeprowadzka na szybko, na dwa samochody od razu, bo jednego dnia się dowiedziałam, że zaczynam kolejnego dnia pracę tutaj, na miejscu już. Pamiętam to pakowanie, ten żal kiedy opuszczałam moje 4 kąty.

Bałam się, bałam, że mój dom to już nie będzie to samo, że będę od tego momentu tylko gościem, nie będę w pełni u siebie, nie będę mogła zamknąć się na kilka godzin w pokoju i wpatrywać się w sufit. Wiem, głupie, ale dla mnie to było dziwne uczucie. Dobrze, że jechałam w swoim samochodzie sama, po jakieś 20 km od domu pozwoliłam sobie na kilka łez ;-) Teatralnie, co nie? Ale co zrobię, że czułam się dziwnie, z całym prawie dorobkiem na 2 samochody, zapakowanym po sufity. Śmiali się ze mnie, że tyle rzeczy biorę,  ale przecież nie zabrałam nawet wszystkiego, nie byłam w stanie, więc zostało w domu już na zawsze ;-)

Droga mi się dłużyła, chciałam być jak najszybciej u nas, chciałam zostawić już ten żal za sobą i cieszyć się z tego co jest teraz przede mną.

Wnoszenie kartonów, o matko! Myślałam, że nie będziemy w stanie rozłożyć łóżka do spania, bo tyle ich było,ale zaczęliśmy mniej więcej wyciągać, rozkładać, wkładać do szafek, by jakoś na pierwszy rzut oka było ogarnięte. Pierwszy prysznic, pierwsza noc w nowym łóżku, pierwsza wspólna kolacja i pierwszy dzień pracy kolejnego dnia.

Wszystko pierwsze, wszystko obce, ale podobało mi się. Spodobało mi się, że jestem tu gdzie jestem, poczułam się jak u siebie. To nowe mieszkanie było bezpieczniejsze niż mój pokój, bo wiedziałam, że tutaj nikt mi już nie powie co mam robić, a czego nie. Wiedziałam że jestem w swoim miejscu, a obok On. Ten o którym marzyłam, ten, któremu przysięgałam kilka tygodni wcześniej Miłość przed Bogiem. On i ja. Odtąd jedno chociaż nadal dwoje. Odtąd pod wspólnym dachem.

Pierwsze dni były ciężkie dla mnie, po w pracy byłam kilkanaście dni pod rząd w pracy po 12 godzin, wiele mnie nie cieszyło, bo byłam tak zmęczona, ze tylko coś zjeść, spać i kolejnego dnia znów to samo. Ale gdzieś tam w środku wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu, odzyskałam spokój ducha. Odzyskałam to, co dawno gdzieś się zagubiło - czysty umysł.

Jak jest? Czy było się czego bać? Nie! Jest bardzo dobrze, dogadujemy się dobrze, od razu każde przeszło do swoich obowiązków tak płynnie, bez mówienia co kto ma robić, od razu nastąpił niewypowiedziany podział. Ja robię obiad, on sprząta, ja wieszam pranie, on ściąga, ja obieram ziemniaki, on przygotowuje mięso. Ja ścieram kurze, on myje podłogę... i tak wymienić mogłabym do końca. Nie ma tak, że ja czegoś nie zrobię, bo to ma zrobić konkretna osoba. Co prawda obiady to moja działka, ale zdarza się, że mąż też coś przygotuje.

A jak się dogadujemy? Dobrze, bardzo dobrze. Jasne, czasem mnie denerwuje, ale liczę do 10 i w myślach cieszę się, że idzie do pracy na noc, a więc wieczór dla mnie ;D A później wieczorem, po godzinie tęsknie i mógłby wrócić z tej pracy ;-) Typowa kobieta, nie?

 Szczerze to myślałam, ze będzie gorzej, bo znajomi mówili mi, ze dopiero po zamieszkaniu ze sobą wychodzą zgrzyty, niedociągnięcia, różnice zdań. No ogólnie, że wychodzą różne kwiatki ;-) Byłam przestraszona i bałam się, że czar pryśnie, że mój prawie ideał stanie się tylko prawie, a reszta wyginie śmiercią naturalną i pozostanie tylko po niej wspomnienie :P Na szczęście nic takiego się nie stało, albo jeszcze to przed nami ;-) ?

Mieszkanie razem jest fajne!
Jestem zdania, że młode małżeństwo powinno mieszkać samo, bez rodziców, teściów obok. Nie i już, choćby złoci byli. Zakładamy swoją rodzinę to mieszkamy ze sobą, a nie nadal trzymamy się rodziców. Choć tęsknię, brakuje mi ich na co dzień była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Wiem to!
Chociaż bylibyśmy w stanie odłożyć więcej, tzn to co idzie na opłaty, ale co tam pieniądze w porównaniu z tym luzem, spokojem i naszą wygodą! ;-)

Ps. Wesołych Świąt!
Ja nie w klimacie świątecznym ten post w ogóle, ale co tam! ;-)